przez Zbyszek Lenartowicz » Sobota, 25 Luty 2012, 20:26
Sprawozdanie z wycieczki.
Tu zima, tam niby tez, ale zawsze inaczej - zobaczymy?
Na lotniskach ruch mniejszy niz zwykle. 5 godzin samolotem, 3 autobusem, 1.5 samochodem i jest Kalifornia. Wieczorem plus 18, rano czesto okolo 0 - to jest problematyczne.
Pierwsze zawody Kiwi Cup:
Rano niewielki wiatr. Pierwsze kolejki modele nie odlatuja zbyt daleko. Ale tez nic je nie ciagnie do nieba. Trzeba dobrze szukac, niby latwo ale nie zawsze. Tym razem nie mam motocycla do pogoni i jestem zadowolony z tej pogody. Srodek dnia wiatr sie zwieksza i czasami lornetka jest potrzebna - lub lepsze oczy (haha). Ostatnia runda, masa modeli na holach - tlok. Nigdy tego nie lubilem, dwa razy ucieklem z kolizji ale za trzecim ktos holem obcial mi statecznich pianowy. Nic sie ne stalo z modelem ale musialem powtoryzc lot zapasowym. Tez zrobil co trzeba - 180. Jest nas w dogrywce na piec minut kilkunastu. To nie byla latwa runda. Znalazlem dobre noszenie ale w sporym podmuchu ale juz mialem do pomocy kolege z motocyklem. Ostatnia runda na piec minut, godzina 17. Model ktory mialem w reku nie byl tym ktory potrzebowalem ale nie mialem innego wyjscia i czasu. Napinal mi hol, nie bardzo go czulem i nie specjalnie patrzylem co robia inni sportowcy - to byl blad. Te 183 sekundy specjalnie mnie nie zadowolilo. Ale cuz, jestem na pierwszej stronie gazet jak mowia Amerykanie, "overall very happy".
Nastepne zawody Pan American na ktorych bylem jednym z organizatorow. 104 zgloszonych - rekord. Czuje pierwsze zawody w nogach - ranek, bardzo zimno. Jest trudno zmontowac model i ustawic. Latamy indiwidualnie i druzynowo. Nasz zespol: J. Abad (Hiszpania), C. Breeman (Belgia), i ja. Dwa elektroniki plus dwa LDA plus jeden nie elektronik i nie LDA tylko zegar i pointer plus dobry turbulencyjny profil i wcale nie popadam w kompleksy i nie wzdycham kiedy widze uft i te moze 100 m.
Pierwsza runda - odchodze z modelem dalej i mam spokoj w kolo siebie. Jest OK.
Druga runda - tu zaczyna sie moj dramat. Jest dobry moment i jestem ponownie sam, rozpedzam model i slysze trzask i bol w nodze - model leci jest 180 a ja nie moge sie ruszyc z miejsca. Jakos krok po kroku doszedlem do startu. Ogledziny - noga spuchnieta - zerwalem miesien. O bieganiu nie ma mowy! Chodze na jednej. Masaze, bandaze, kremy. Troszke pomoglo ale troszke to nie jest to. Mam dwa maxy i jestem w zespole. Chcialbym to skonczyc. Mowie sam do siebie: szkola Staszka Kubita - obserwoj innych. Moze zrobie nastepy lot i zobacze. Z ogromnym bolem zrobilem ich szesc! Jest runda 7, model na holu - jest noszenie. Ale model odwrocil sie z wiatrem a ja nie moge zrobic nie tylko kroku ale nawet cm - posadzilem go. Kolego przyniosl mi go i ustawil do wiatru i mowi: Zbyszek masz tylko minute do konca kolejki! Do gory, kolko i wolny ale 150 sekund to nie te 180. Tak blisko a jednak daleko. Patrzymy na resultaty - jako zespol jestesmy na 6ym miejscu. Jeden LDA (ze zdrowymi nogami) zjechal z wysokosci na nizin i zrobil 159 sekund. Ale ponownie jestesmy na pierwszej strony gazete i tak sobie mysle ja im jescze pokaze (haha).
Maxmen:
Z noga nic nie lepiej ale coz przyjechalem, wystartowalem, zrobilem nie wiem jak pierwszego maxa (mogl latac i z dziesiec minut takie mu znalazlem dobre warunki). Drogi lot juz nic nie moglem zrobic. Bol narasta - to jest kontest, czy ustoje na jedniej nodze czy nie. Niestety nie. Nie miala juz to sensu. Zostalo mi troche czasu do nacieszeniem sie sloncem. Moze powinienem napisac wiecej o modelach niz o sobie. Ale postaram to zrobic nastepnym razem w niedlugim czasie. Te dogrywki ktore byla na Maxmen byly w noszeniach o 15 i 16ej modele mogly latac i godziny. Ostatnia dogrywka rano byla kiedy powietrze jest geste. Modele z LDA robia wysokosci to prawda ale potrawia opadac tez. Wielu pracuje nad turbulatorami szorstkim pokryciem itp. Ale o tym nastepnym razem.
Moc pozdrowien juz z Kanady.
Zbyszek Lenartowicz